Uzbierała się fajna grupa sąsiadów. Jest z kim zrobić sobotniego grilla, napić się piwa, poradzić – bo wszyscy jesteśmy domorosłymi majsterkowiczami, malarzami ścian, majstrami i wykonawcami, hydraulikami, monterami mebli i jeszcze kilka innych zawodów by się znalazło. Dobrze jest się w takiej sytuacji uczyć nie tylko na błędach własnych ale i sąsiadów. Zawsze to mniej boli kieszeń. Utworzyły się też grupy: biegająca, jeżdżąca na rowerze i chodząca na siłownię. Ciekawe jak długo potrwa zapał, choć zaiste w grupie raźniej i bardziej mobilizująco. Niestety „trafiliśmy” z moją Panią do innych grup: ja do biegającej, ona póki co biega na siłownię; choć nie wróżę jej długiej kariery w tej grupie, bo już zaczynają się rozmowy pod tytułem: co by tu innego robić: aerobik, aqua-aerobik, zumba, taniec (niebezpieczny temat, z haczykiem: ale ja chcę towarzyski więc i ty musisz + ewentualna manipulacja jak to ona będzie tańczyć z kimś innym). Jest też przyjemniejsza i bliższa memu sercu koncepcja chodzenia na basen. Niestety nie jest łatwo się tam dostać na taką godzinę, żeby była przyzwoita ilość osób (czytaj: nie tłoczno jak kaczki w małym stawie)… Zobaczymy co z tego wyjdzie…