Nie muszę chyba mówić, że nie wszystkie postanowienia noworoczne udało się zrealizować? Czyli standardzik. Już po częstotliwości wpisów widać, że dwa mam w plecy – nie pisałem nic w styczniu i w lutym, a miało być co miesiąc. Żeby być całkowicie szczerym, przyznam się, że wytrwałem tylko w realizacji jednego postanowienia, aczkolwiek najważniejszego dla mnie. Otóż, nadal ćwiczę 3 razy w tygodniu. W dodatku tak się wciągnąłem, że zajmuje mi to więcej czasu niż 30 minut. Czego skutek zresztą widać. Jest to tym bardziej motywujące i powstaje takie samonapędzające się koło.

Chciałbym jeszcze dodać, że jestem o realizację jednego postanowienia lepszy od mojej Damy. Mimo, że to ona co roku nalega na przygotowanie postanowień noworocznych, ma znacznie większy problem, żeby się ich trzymać. Może dlatego, że są bardziej abstrakcyjne i wymagają za dużych zmian dotychczasowego życia.

W ubiegły weekend byłem w górach. Spotkałem tam większe tłumy niż zazwyczaj. Zdaje się, że skutkiem pandemii jest większe zainteresowanie terenami górskimi. Niestety „świeżynkom” często brakuje ogłady. Widać to po ilości śmieci walających się na szlakach i dymie z pieczenia kiełbach we wszystkich dopuszczalnych miejscach, a często także niedopuszczalnych. Odnoszę wrażenie, że niektórzy jadą w góry tylko dla tej kiełbachy i wypicia piwa. No może jeszcze dla fotek na FB czy Ista… A to nadal zima. Aż strach pomyśleć co będzie latem. Niech już otworzą te granice, żeby miłośnicy śmiecenia mogli wybrać kierunek: Grecja, Egipt czy gdzie tam chcą.