Witajcie po przerwie.

W styczniu na nartach co prawda byłem, ale tylko raz. Zresztą śnieg był dość mokry i nie było to to, czego bym oczekiwał po szaleństwach na stoku. Moja Dama w tym czasie pojechała do rodziny, ale tylko na jeden dzień. W sobotę wieczorem zjawiła się bez zapowiedzi u mnie w pensjonacie, bo ponoć facetom trzeba ufać, ale kontrola też się czasem przydaje… Pozostawię to bez komentarza. Test zdałem 😉

Dama pytała mnie ostatnio jak mi idzie oszczędzanie na urlop, bo można by już zrobić jakąś rezerwację. Pytanie tylko jaki mamy budżet, bo od tego zależy: gdzie. Powiedziałem, że to zależy też od tego ile ona odłożyła, bo to w końcu wspólny wyjazd. Zaczęła kręcić o zarobkach i nieplanowanych wydatkach i wyszło znowu na to, że nie odłożyła… Ale najchętniej to ona by zdecydowała gdzie jechać; padła nawet propozycja, żebyśmy pojechali razem z jej psiapsiółką i jej chłopakiem, ale zdecydowanie powiedziałem, że jadę żeby odpocząć i wolę za uzbieraną kasę kupić frezy do aluminium niż opłacić podróż, w której będę musiał znosić E. Nie wiedzieć czemu Damie nie spodobała się wizja rozbudowy moich zasobów narzędziowych, które zrobiły naprawdę dobrą robotę przy remontowaniu naszego mieszkania. Ale pomysł wspólnego wyjazdu z psiapsiółką upadł, więc jedziemy sami. Chętnie obrałbym kierunek na Portugalię. Pięknie, bezpiecznie i jest co zwiedzać. Co prawda kuchnia portugalska nie bardzo mi odpowiada, ale może u nich smakuje inaczej niż u nas, a jak nie to będę wybierał z nieregionalnego menu.

W pracy ostatnio mamy ubaw, a przez to opóźnienia w realizacji zleceń. Pewnego dnia szef postanowił iść z duchem czasu i pojawiła się u nas spora drukarka 3d. To było jak dać dziecku zabawkę. Chłopaki odłożyli pracę i zaczęli się bawić. Wstyd przyznać: ja też. Ale jesteśmy usprawiedliwieni: trzeba przetestować nowy sprzęt, nauczyć się jego obsługi, zrobić kilka projektów, żeby wyłapać błędy, no i ogólnie wszystko obcykać, żeby przy zleceniach nie było wtop. No więc pracujemy ostatnio intensywnie z drukarką, poznając nowe urządzenie biurowe, a pozostałe projekty sobie czekają na bardziej sprzyjający czas, tym bardziej, że jakoś tempo pracy zwolniło, nikt nas nie pogania, jakaś taka wiosenna stagnacja zapanowała.

A dziś dodatkowo Zbyszek przyniósł ogromną ilość pysznych ciast, więc czas spędzamy jeszcze przyjemniej. Tak to można pracować.

Wszystkiego najlepszego życzę wszystkim Zbyszkom.

Moja Dama już na urlopie, a ja dopiero od czwartku. Tym niemniej co chwilę dostaję sms-a w sprawie wyjazdu, jakbyśmy szykowali się na wyprawę na drugi koniec świata… Rowerową co najmniej. Ale niech jej będzie; wiem, że uwielbia zamieszanie przed świętami i wyjazdami, to organizowanie wszystkiego, pakowanie i tego typu bzdety. W zasadzie jestem jej wdzięczny, że sam się nie muszę tym zajmować, tylko ona zrobi listę rzeczy koniecznych do wzięcia (też dość zbędna rzecz, skoro i tak bierze chyba wszystkie kosmetyki i ciuchy, poza zimowymi), poprasuje wszystkie rzeczy i popakuje, bo ja ponoć mógłbym o czymś zapomnieć. I z tym się zgodzę, bo po prostu nie jestem w stanie zrozumieć, po co brać tyle rzeczy „na wszelki wypadek”. Bywają u nas różnice temperatur, i owszem, ale skoro jedzie się na tydzień to należy wziąć kompletów rzeczy góra na tydzień, a nie na trzy. No ale z humanistką o matematyce nie pogadasz, zwłaszcza jeśli chodzi o ciuchy, więc póki się do samochodu mieszczą, uznaję, że jest ok 🙂