Dziś przypada 80. rocznica rzezi wołyńskiej, chociaż jest to data bardzo umowna, gdyż wydarzenia sprzed 80 lat, trwały przez kilka miesięcy, a zaczęły się w lutym 1943 roku. Kiedy czytam komentarze ze strony ukraińskiej, odnoszę wrażenie, że nigdy te wydarzenia nie będą przez nich potępione i nigdy nie usłyszymy przepraszam od narodu ukraińskiego. Bagatelizacja tego i jakieś takie przekonanie, że tak musiało być i że takie rzeczy dzieją się podczas wojny (ale już brak zgody, żeby się działy podczas aktualnej), są uderzające. I to jest zdanie historyków, a nie „przeciętnych nieświadomych” obywateli.

Przykre to zarówno w kontekście prawdy historycznej, jak i aktualnych wydarzeń.

Znajomy chciał się budować. Zrobił sobie kosztorys i zrezygnował. Twierdził, że ceny skoczyły horrendalnie i on nie wie kogo dziś stać na budowę. Myślałem, że przesadza dopóki nie wybrałem się po kilka rzeczy do modernizacji tarasu i z kumplem, który buduje garaż. Nie spodziewałem się, że jest aż tak drogo. Poszybowało wszystko. Dobrze, że nie są to produkty pierwszej potrzeby. Będzie też pretekst do odłożenia odświeżenia mieszkania na inny rok, gdy się rzuci hasło: remont albo wakacje 😉 I tym razem nie chodzi o ograniczoną długość urlopu…

Zapowiada się rekordowy rok, jeśli chodzi o moją aktywność. Mamy połowę marca, a ja już mam przejechane na rowerze trzysta kilometrów! To efekt dość ciepłej zimy, która sprawiła, że czas, który normalnie poświęciłbym na wypad na biegówki albo narty zjazdowe, przeznaczyłem na jeżdżenie na rowerze. Z jednej strony czuję niedosyt narciarza, z drugiej mam naprawdę niezłą rekompensatę i to przy drogim paliwie, które trzeba by było wlać do baku przed wypadem w góry, więc uznaję, że tak jest ok.

Jednocześnie, jeśli lubicie jeździć na rowerze i słuchać muzyki czy audiobooków, polecam Wam słuchawki z przewodnictwem kostnym. Pozwalają cieszyć się muzyką, a zarazem nie ograniczają dźwięków z otoczenia, których dotarcie do nas jest niezbędne, jeśli poruszamy się jednośladem po drogach. Odradzam natomiast słuchawki, które odcinają nas od świata zewnętrznego. Bardzo często widzę rowerzystów z uszami „zasłoniętymi” takimi słuchawkami. Uważam, że stwarzają niebezpieczeństwo dla siebie i innych.

O rowerzystach jadących bez trzymania kierownicy, patrzenia przed siebie, za to skupionych na smartfonie i klikających coś w nim w ogóle wolę się nie wypowiadać, bo nie byłby to potok miłych słów. Tym bardziej, że widziałem ofiarę takiego postępowania i był to mocno przygnębiający widok.

Dziś po raz kolejny doświadczyłem tego, że człowiek uczy się przez całe życie i to nawet oczywistych rzeczy, a mianowicie dowiedziałem się, że w Polsce istnieje coś takiego jak prosta spółka akcyjna. Jeśli też nie słyszeliście, możecie sobie poczytać o niej choćby na tej stronie. Swoją drogą ciekawe ile takich spółek zostało już u nas założonych? Czy może jest to martwa regulacja, jak to się czasami zdarza…

A wracając do górskich tematów to stwierdzić muszę, że nastała nam dziwna moda na wieże widokowe na szczytach. Dlaczego uważam, że to moda? Bo jest niezależna od potrzeb. Potrzeba występuje tam, gdzie ze względu na gęsty las ze szczytu nic nie widać, a widoki mogłyby być przednie. Kiedy wchodzi moda, pojawiają się nam wieże na „łysych” szczytach, z których i tak jest piękny widok. Są więc zbędne i w sumie psują naturalny krajobraz tak jak np. na Śnieżniku.

Wśród mojej rodziny i znajomych wiadomo jest, że w wolnej chwili lubię sport i majsterkowanie. Rodzina więc poszła w tym roku w prezenty świąteczne związane z moim hobby. Dostałem wielki zestaw odżywek sportowych, elektrolitów, protein i innych napojów wspomagających regenerację organizmu w czasie, po i przed wysiłkiem oraz rękawiczki na rower. Z rzeczy do majsterkowania trafił mi się zestaw frezów do drewna.

O ile rzeczy do ćwiczeń okazały się prezentem indywidualnym, w tym sensie, że nikt nie próbuje z nich korzystać ani wyciągnąć ode mnie żadnych korzyści z tego, że je dostałem, o tyle z frezami jest inaczej. Już od 3 osób dostałem prośby o zrobienie czegoś tam, albo o naprawienie czegoś tam, skoro już mam takie fajne narzędzia 🙂 Nie piszę tego, żeby narzekać, tylko bawi mnie to.

Zaczęło się od mojej Damy i w sumie sytuacja jest dość zabawna. Dama kupiła przez neta pieskom rodziców poroża koziołków jako naturalne gryzaki (także w prezencie świątecznym). Przyszły takie fajne, w całości i razem ze swoją siostrą stwierdziły, że można z nich zrobić super stojak na biżuterię… Zatem pieski dostały część (i ją pożarły ze smakiem), a dwie sztuki wylądowały u mnie w celu zrobienia stojaków… bo mam odpowiednie frezy, a deseczka pewnie też się znajdzie 🙂

Następna była moja rodzicielka, która przypomniała sobie o małej szafeczce na strychu, którą można by odnowić. I już nie ważne, że trzeba ją wyczyścić papierem ściernym i szlifierką, a nie frezami… Doprawdy temat narzędzi nasuwa ludziom różne skojarzenia. Swoją drogą ciekawe czy mój prezent pochodzi z tej strony: http://elmattrading.com.pl/produkty/narzdzia-do-frezowania-wiercenia-drewna-i-materialow-drewnopodobnych

A co do początku roku, to rozczarowanie wśród kumpli budzi pogoda, a konkretnie brak śniegu na narty, bez względu na to czy są to narty zjazdowe, biegówki czy skitury. Nie ma go nawet w wysokich partiach Karkonoszy. Ociepliło się konkretnie i znów trzeba czekać na śnieg. Prognozy są jednak dobre, więc liczę na to, że w styczniu uda się wygospodarować chociaż jeden dzień w weekend na narty.

Koniec wakacji, a ja siedzę w domu. Złapałem covida. Na szczęście nie jest to „wersja”, która siała grozę na początku epidemii, ale test wyszedł pozytywny, więc mam. Moje objawy to: gorączka w granicach 38,5-39 C, bóle mięśni, stawów, ścięgien, kości – sam nie wiem czego, ale boli, dreszcze, zimne poty, ból gardła i głowy. Brak apetytu. Aktualnie większość objawów przeszła mi po 2 APAPach. Zobaczymy na jak długo.

Lekarz twierdzi, że obecnie czas chorowania to 5-9 dni. Mam nadzieję, że załapię się na opcję 5 dni. Wiem, że zrzędzę i że ci, którzy leżeli pod respiratorem powiedzą mi, że to Pikuś, ale zapewne te wcześniejsze doniesienia o chorobie sprawiają, że mam dodatkowy dyskomfort. Gdyby to było zwykłe przeziębienie, łatwiej byłoby mi je zignorować.

Tymczasem, może i nie przechodzi się go już tak dramatycznie, ale ilość zachorowań jest ogromna. Miałem problem z dodzwonieniem się do lekarza i rejestracją. Lekarka też mówi, że niemal każdy, kto do niej przychodzi, ma covida. Dobrze, że przynajmniej są do tego testy i nie trzeba zgadywać co człowiekowi dolega. Nawet wśród mojej rodziny i znajomych aktualnie choruje 5 osób i to takich, które się ze sobą nie stykały, więc musiały się zarazić gdzieś indziej.

A ja? A ja nie mam pojęcia gdzie i od kogo złapałem chorobę. Dopiero co wróciłem z Chorwacji, więc zapewne przemyciłem ją stamtąd i przejechała ze mną przez 4 kraje. Pewnie zaraziłem się gdzieś w sklepie lub zwiedzając którąś atrakcję turystyczną. Niestety aktualnie ludzie zupełnie się nie pilnują. Ignorują swoje objawy, idą w tłum i przekazują chorobę dalej. Rzadko kiedy można zobaczyć jeszcze ludzi w maseczkach – ponarzekałbym, ale sam nie miałem. Zapewne stąd zachorowanie na sars-cov-2, tym bardziej, że wydawało mi się, że trzeba mieć z kimś dłuższy kontakt, żeby złapać wirusa. A jednak nie trzeba. Ech, za to trzeba będzie teraz odsiedzieć swoje w domu… Taki to koniec wakacji.

Jeszcze miesiąc i sytuacja wróci do normalności. Nie pisałem o tym wcześniej, bo w ogóle od dłuższego czasu zaniedbuję wpisy, ale moja Dama robi podyplomówkę. W związku z tym rzadko kiedy się widujemy, bo wiadomo w tygodniu człowiek późno przychodzi z pracy, czasem wyskoczy na rower (ja), do koleżanek albo na fitness (ona), a w weekendy od października ma zajęcia. I to doprawdy dość intensywne, bo tych wolnych weekendów od jesieni było niewiele, a zajęcia są w soboty od rana do wieczora i w niedzielę od rana do popołudnia. Natomiast w wolne weekendy jeździmy zwykle do jednych lub drugich rodziców. Widzę już po niej spore zmęczenie.

A ja? No cóż… Podszkoliłem się przez ten rok w gotowaniu i pieczeniu, bo ileż można ciągnąć na pizzy i pierogach 😉 Na szczęście projekt: studia podyplomowe powoli się kończy. Mam nadzieję, że przyniesie jej w pracy jakieś korzyści, bo wmawiana nam od dzieciństwa zasada: bez pracy nie ma kołaczy jakoś w dzisiejszym świecie się nie sprawdza (przy założeniu, że kiedykolwiek się sprawdzała). Jak posłucham jak to doginali pradziadkowie w fabrykach od najmłodszych lat, przez co wcześnie poumierali, to widzę jaka to ściema dla mas.

Na przełamanie oficjalnej „biurozy” zamówiłem jej właśnie kilka par kolorowych skarpetek. Mam nadzieję, że jej się spodobają, bo ewidentnie potrzebuje czegoś rozweselającego. A może po prostu większej ilości snu. Zarezerwowałem też pod koniec czerwca przedłużony weekend w górach. Oby była pogoda na spacery! A jeśli nie, to plan B obejmuje spa, które jest także w tym hotelu.

No dobra, trzeba kończyć. Nie powiem, żebym nadrobił wszystkie zaległości, ale uznaję, że jest to krok w dobrą stronę. A co będzie dalej, to czas pokaże. Na razie.

Miałem o tym napisać już dawno, ale jakoś zawsze coś mi przeszkadzało w zalogowaniu się na bloga. Ale już nadrabiam. Otóż wybrałem się w święta na krótką przejażdżkę rowerową. W sumie przejażdżka to dużo powiedziane. Taki kilkukilometrowy rozruch na lepsze trawienie 😉 Pojechałem ścieżką rowerową poprowadzoną wzdłuż magazynów. Było tam zadziwiająco pusto – zazwyczaj wzdłuż ścieżki, na i przy drodze jest zaparkowana ogromna ilość ciężarówek. Co ciekawe, mimo że zajmują cały pas drogi, ograniczając przy okazji widoczność zarówno rowerzystom, jak i samochodom skręcającym do magazynów, jakoś chyba nikt nie ma nic przeciwko ich parkowaniu w tamtym miejscu.

Pisząc pusto, mam na myśli, że w czasie świąt nie było tam ciężarówek. Co było? Gigantyczna ilość śmieci. Wszystkie śmietniki pełne, a wokół nich poukładane stosy śmieci, w których grzebały ptaki. Mnóstwo tych śmieci wiatr też porozrzucał po okolicy. I jeszcze jedno – wielka ilość butelek po wódce. Jeśli kierowcy ciężarówek w czasie przymusowego 8-godzinnego postoju tankują tyle wódy, to ja się nie dziwię wypadkom. Dziwię się za to służbom, bo parkowanie tam trwa od kilku lat i na pewno jest to rzecz wiadoma jakie śmieci są stamtąd zabierane. Ale chyba wzrosła nam tolerancja, a zgłaszanie łamania prawa i stwarzania niebezpieczeństwa uważa się za donosicielstwo. Taka pozostałość po PRL, tylko ludzie nie zauważyli, że wtedy chodziło o walkę z systemem, a dziś o walkę o z patologiami.

Kolejną patologią jest ostatnio wybijanie okien w samochodach zaparkowanych przy naszym osiedlu. Serio, ktoś wybija szyby, żeby ukraść jakiś drobiazg np. zabawkę pozostawioną przez dziecko, albo sprawdzić zawartość schowka. Kilka lat temu w okolicy już były takie przypadki, teraz się powtarzają. Nie wiem, czy na te kilka lat złodziej wybierał inne okolice czy kiblował w więzieniu. Coraz więcej sąsiadów montuje kamery skierowane na tarasy, ogrody i balkony. Może złapią gościa. Sąsiad, któremu wczoraj wywalili okno, żałuje że do auta nie da się wstawić czegoś solidniejszego.

Ho, ho, ho, ale nam wystrzeliła inflacja; ale mamy ceny! Podobno pierwszy raz od 2001 r. przekroczyła 6 procent! A odczuwalnie znacznie więcej. A będzie jeszcze drożej, bo już zostały uruchomione mechanizmy samonakręcające się i ponoć ponad 70% przedsiębiorców wskazuje, że planuje podwyżki. Zobaczymy do jakiego dojdziemy poziomu. Dobrze, że wiem gdzie na wsi można kupić tanie warzywa i jajka. Zawsze to coś. Mięsa niewiele jemy, więc chociaż na żywności oszczędzimy.

Chociaż wielu pewnie powie: ale na tę wieś trzeba dojechać, a paliwo już powyżej 6 zł i ma być jeszcze drożej… No trudno, jakoś trzeba to przetrwać. Na rowerze worka ziemniaków nie przywiozę 😉

Trzeba będzie ograniczyć świąteczne prezenty…

Przeczytałem dziś, że od przyszłego roku kierowców autobusów i ciężarówek (tych powyżej 3,5 tony) czekają zmiany. Otóż mają oni ponosić opłaty nie tylko za jazdę autostradami, ale także nowymi drogami szybkiego ruchu. Pewnie większość społeczeństwa żałować ich nie będzie, bo najmocniej rozjeżdżają drogi i zasadniczo lepiej się jeździ jak ich nie ma.

Tak sobie jednak myślę, że to taki mały kroczek ku wprowadzeniu tych opłat dla wszystkich. Tak jak teraz padają argumenty o tonażu, tak później będą padały o tym, że wszyscy kierowcy są równi, więc wszyscy powinni ponosić opłaty, itd. I nie będzie, że przecież kierowcy płacą już opłaty i podatki wliczone w cenę paliwa, że zrzucają się na drogi płacąc podatki. To ciągle mało.

Wprowadzane więc teraz niby małe zmiany, przypuszczam, że są wstępem do dużych zmian. Trochę na nie „poczekamy”, ale małymi kroczkami pewnie do nich dojdziemy, albo raczej one dotrą do nas.

Moja Dama była na spotkaniu z psiapsiółkami i jak zwykle przyniosła newsy. Znaczy o wszystkim mi nie mówi, to oczywiste, ale zawsze jakieś ciekawostki do mnie docierają. Jedna z jej psiapsiółek ma poważny problem finansowo – karny, że go tak określę. Otóż, mimo że sama ma niechęć do wszelkiego zadłużania się, w związku z czym nie bierze żadnych kredytów ani pożyczek, zaczęły jej przychodzić informacje o niespłaconych zobowiązaniach. Ktoś bezczelnie wykorzystał jej dane i nabrał pożyczek. Jasne, że ich nie spłaca, więc psiapsiółka zaczęła być zasypywana pismami z BIKu i innych instytucji.

Ostatni tydzień poświęciła na bieganie i dzwonienie do różnych instytucji – głównie na policję i do banków, żeby zgłosić sprawę, zastrzec karty i dane, itd. Niestety, jak znam życie, niekrótko potrwa odkręcanie tego. I oby w ogóle się udało.

Oczywiście dziewczyny wymyśliły swoją teorię na temat jej problemów. Otóż… uwaga, uwaga… obarczyły za nią media społecznościowe. Dziewczyna ma konto na facebooku, twitterze i jakiejś randkowni, więc wymyśliły sobie, że na pewno tam ktoś zdobył jej dane. No ja nie przeczę, że bywają stamtąd przecieki, ale przypomina mi to rozmowę grupy antyszczepionkowców o szczepieniach – żaden nie ma pojęcia o co biega, ale udaje specjalistę.

Mówię Damie, że przecież w tych mediach podajesz tylko imię, nazwisko, e-mail, telefon i datę urodzenia – przy okazji wszystko można skitować, albo ograniczyć, a to za mało danych, żeby bank udzielił ci kredytu. Przecież tam nie podajesz pesela, nr dowodu osobistego, rozszerzonych danych osobowych, ba nawet nie podajesz adresu. Nie robisz kopii dowodu osobistego i im nie przesyłasz. A przecież to wszystko jest potrzebne do kredytu.

Jeśli więc ktoś wziął na nią kredyt to musiał mieć do tych informacji dostęp, zatem albo musiał mieć dostęp do tych danych w firmie, której je podawała, albo musiał się tam włamać. Inną opcją jest po prostu włam ja jej własny komputer, gdzie zapewne takie informacje przechowuje. Wiem jaki śmietnik ma na swoim lapku moja Dama. Tamta na pewno ma to samo. Więc pytam jaki stosuje program antywirusowy. Po telefonie okazało się, że żaden… Bez komentarza.

Jedni wydają kasę na zabezpieczenie swoich stron internetowych – i z własnego punktu widzenia i klientów (wykupując certyfikaty SSL), a inni nie potrafią wykazać choćby minimum ostrożności. Zwłaszcza, że dziewczyna wchodzi na różne strony, nie tylko polskie…